#o sensownej godzinie
Explore tagged Tumblr posts
lwieserce · 3 months ago
Text
LIDL
Pączek pistacjowy
Rukola
Burrata może bo zawsze chcialam sprobowac jak to smakuje a to cholerstwo nie zejdzie taniej niz 17%
Dostalam kupon 50% na jogurty proteinowe wiec i guess moge kupic? Lol
Jabłka
BIEDRONKA
Jest calkiem fajna promocja na srodki czystości drugi tańszy -70% z tym że ja nie wiem co wziąć jako drugi produkt. Jestem na drodze do szybkiego zużycia tytana do kibla bo za dużo go leję ale eh. W każdym razie chcę kupić płyn do podłóg ? Chyba?
YOOO banany na promocji... banany.
Almette też na promce..... ale to chyba nie robi różnicy bo te podrobione kosztują tyle samo co promocyjne almette
Omg.brokuły tez na promce.
3 notes · View notes
sandvrs · 1 year ago
Text
05.03.2024 ’’
Z opóźnieniem, bo myślałam, że już dawno opublikowalam... Na śniadanie nic, czyli jak zwykle. Tylko szklankę wody wypiłam, a ojciec i tak obudził się późno, czyli tak jak lubię, bo nie muszę się z niczego tłumaczyć. Zaproponował mi podwózkę na przystanek i chociaż miałam plany iść spacerem, to jednak było na dworze tak zimno i nieprzyjemnie, że nie mogłam się oprzeć. W szkole było jak zwykle, dobrze, po którejś lekcji moja wspominana wiele razy przyjaciółka do niej przyszła wraz z dwoma torbami z maka. Powstrzymałam się i już parę razy dostałam pytanie czemu nie jem, ale ostatecznie nikogo to nie obchodziło na tyle, by drążył temat. Miałyśmy w planach wyjść na lumpy, ale druga przyjaciółka zupełnie zapomniała, a ta moja zaproponowała, byśmy po prostu wróciły do domu, na co zaprzeczyłam. Chciałam kontynuować fasta, a do tego potrzebowałam wymówki dla mamy, że jadłam na mieście, by nie musieć jeść obiadu. Wtedy powiedziałam że nie chcę wracać do domu, przez co ona zaczęła dopytywać... Bardzo dopytywać. Zbywałam ją przez minimum pół godziny, bo nie mogłam znaleźć dobrej, sensownej wymówki i już odpuściła, ale boję się, że niedługo coś zwęszy. Wystarczyłoby połączyć kropki — jakiś czas temu chciałam schudnąć, zaczęłam ostatnio dużo chodzić na spacery, nie jeść w towarzystwie i więcej... Kurczę, jestem tak fatalnym kłamcą, że czasami samą siebie tym zaskakuje. Bardzo nie chcę, aby ktokolwiek z mojego otoczenia dowiedział się, że mam ed. Wróciliśmy jednak do domu (godzinę później niż miałyśmy, bo ją przekonałam, na szczęście) i od tamtej pory odpoczywałam, bo ani na ćwiczenia, ani na spacer nie miałam wcale ochoty. Poza tym była za zimna i okropna pogoda, by gdziekolwiek wychodzić. Fast trwa, najdłuższy ze wszystkich jakie zrobiłam do tej pory i choć nie jest to imponujący wynik, to jestem z niego bardzo dumna.
I szczerze, czuję się całkiem dobrze. Mam wystarczająco energii i pomimo krótkiego momentu, kiedy myślałam że jedzenie zaraz zacznie do mnie szeptać, właściwie nie mam takiej dużej na nie ochoty. Mój plan to 48 h, ale raczej będę musiała zjeść odrobinkę wcześniej niż to obiad. O śniadanie modlę się, aby łatwo je ominąć, ale z nim raczej nie będzie problemów. Nie ćwiczyłam też końcowo wcale, bo wolę oszczędzać w miarę możliwości swą energię. W końcu jeszcze nie wiem jak się będę czuć jutro. Liczę, że dobrze!
Bilansik!
Zjedzone: 0
Spalone: 170
Bilans: -170
Tumblr media
Dobranoc! Życzę wam jutro dobrego i chudziutkiego dnia <3
Tumblr media
2 notes · View notes
pisarkanaspektrum · 2 years ago
Text
Zmęczenie
Przez ostatnie dwa tygodnie załatwiałam różne poważne sprawy i z jednej strony mam wrażenie, jakbym zdobyła jakieś nowe skille życiowe i ogólnie była bardzo dorosła. Czuję się dumna, że ogarnęłam. A z drugiej – kosztowało mnie to taki wysiłek, że nie wiem, czy się do wiosny z tego podniosę. Leżę w łóżku jakieś 14 godzin na dobę, a po wstaniu czuję, jakbym miała zakwasy w całym ciele i ledwo stoję na nogach. Jestem w stanie wykrzesać z siebie może 2 godziny na pracę i jestem do tyłu ze wszystkim, bo w moim mózgu nie może się zmaterializować nawet pół sensownej myśli. Czuję się tak zmęczona, że aż od tego płaczę. Przez trzy dni żywiłam się zupkami chińskimi i czekoladą. A ja nawet nie lubię słodyczy. Czemu mój kark jest taki sztywny?Żądam wprowadzenia terminu „średniofunkcjonujący”. Idealnie opisuje moją osobę – tak długo, jak muszę robić tylko minimum, w swoim tempie i w ramach moich rutyn, cudownie radzę sobie z życiem. Za to jak tylko pojawia się coś dodatkowego, to wpadam w spiralę śmierci. Yay.I błagam, nie piszcie mi, że powinnam sobie odpuścić i odpocząć. Wiem o tym, nie jestem aż tak głupia. Robię co mogę. Dziś nie jest dzień szukania porad. Dziś jest dzień narzekania, marudzenia i żalenia się.
2 notes · View notes
hines30andrews-blog · 6 years ago
Text
Sprawdź, gdzie w Toruniu najkorzystniej przeznaczyć aut o na skup!
Zobacz gdzie w Toruniu najlepiej zwrócić samochodów o na skup!
Skup samochodów Toruń, obecne uwolnienie gwoli przedstawicieli, którzy potrzebują już sprzedać domowe auto. Naszą paletę adresujemy do kontrahentów własnych oraz instytucji, jakie marzą pozbyć się naszych starych aut osobowych i dostawczych. Sprawdź tutaj i pojazdy niezależnie od ich humoru technicznego. Na postaci internetowej natomiast, zwykle odnaleźć możemy odpowiedni formularz. Zadowalają nas wszystkie auta niezależnie od ich pas technicznego. Sprzedaż samochodu zapewne stanowić wiejska, gdy uznasz działać profesjonalistom. Że interesuje Państwa złomowanie aut w Toruniu wówczas spośród satysfakcją wytłumaczymy wszystkie osobiste łaski a opowiemy, jak umiejętnie potrafimy działać. Spróbowanie a profesjonalizm dają na dawanie najszerszej kategorii pomocy w branży skupu aut. Za darmo zaś bez słów ocenimy Twój samochód, oraz jeżeli przybędzie do skończenia umowy, zapłacimy za niego godną cenę, ponieważ dla nas Twój samochód to doskonały nabytek. Warto dodać także owym, iż nie zobowiązuje ona odbiorcy do dalszej współpracy. Przyczyną stanięcia lokalnego skupu aut było hobby Kupujących - sprzedawcach samochody na usługę szybkiego odkupu pojazdu za gotówkę bez ustalania stawek, oświadczania się w Necie zaś czekania na wirtualnych klientach. W trakcie oględzin polski reprezentant dokonuje wizualnego skontrolowania stopnia auta także uczy dokumentację samochodu. Atutem na owych skupach istnieje obecne, że odkładają druki do wyrejestrowania nic pozycja tym. Toruń z dalszego momentu wymagał silnej instytucji biorącej się skupem. Skup aut Toruń, aktualne zakończenie warte swoistej uwagi, częsty takie, które wiernie nie tylko zajdzie nam do gustu, a uzna zebrać na transakcji uszkodzonego samochodu.
Orzekli więc gwoli was! Wyszukali najszczęśliwszy skup aut używanych w Kujawsko Pomorskim!
Obrazy takie jako Skup aut Toruń toż poważnie prawdziwe zakończenie jeśli poszukuje o krótką sprzedaż auta. Proponują Państwo gdzie auto się znajduję natomiast z razu wychodzimy do dokładnego adresu bezpłatnie zaś krzew przeciętnych kursów złączonych z wyceną także transportem dla nabywcę. Łatwo potrafię kazać tąż instytucję zgina do skorzystania z ich służb wcisnęło to, iż są na FB również jakikolwiek tam potrafi objawić obserwację na ich element. Im precyzyjnie opowiesz nasze auto na obecnym stopniu, tym baczniejszą weryfikację nasz specjalista odzwierciedli Ci w nowym sezonie. Tu niezmiernie istotne jest, aby ukazać rzeczywisty stan techniczny konkretnego pojazdu, opowiedzieć go plus co zbyt tym idzie zrealizować kilka poglądowych fotografii, więc komplet zrobi, że spółka udzielająca skup samochodów w Toruniu zapozna nam głównie dobrą zapłatę. Po skompletowaniu wszelakich formalności należy również zetknąć się na kondycję wyłożenia pieniędzy. Wystarczy, iż się z nami skontaktujesz, a my dojedziemy w zdecydowane pomieszczenie natomiast sensownej godzinie, przystosowanej do Twoich potrzeb. Skup samochodów Toruń oferuje zbyt dane auto największą akceptowalną wartość, którą pogłębia się po starannych oględzinach samochodu. Polski skup aut Toruń gości do instrukcji przez 7 dni w tygodniu.
Tumblr media
Skup samochodów Toruń podaje zbyt określone auto największą dopuszczalną cenę, jaką umawia się po zupełnych oględzinach samochodu. Swoja kluczowa stolica ogląda się w Toruniu, nie możemy szybko zaprawić do facetów w wszelakim zaułku naszego województwa. Pochłaniają nas wszystkie auta niezależnie od ich pas technicznego. Skup aut Toruń, toż zlikwidowanie dla mężów, którzy wymagają łatwo sprzedać domowe auto. Polski skup oferuje Państwu skup używanych samochodów wszystkich firm z rejonu całego regionu, i bezpośrednio skup aut używanych w każdym okresie. Dojechali do mnie wręcz w mgnieniu oka, obejrzeli auto, zaproponowali umiarkowaną cenę także zainteresowali się wszystkimi formami.
1 note · View note
madaboutyoumatt · 6 years ago
Text
Matt
- Słucham? – spojrzał na niego z szczerym zdziwieniem. Czasami Josh w takich sytuacjach zachowywał się jakby go nie słuchał. Jakby w ogóle do niego nie dotarła wiadomość, że przecież dziewczyna przyjęła to, że Matt nie chce być z nią, że kogoś ma, że jest szczęśliwy i co najważniejsze, że życzy im powiedzenia.  Westchnął ciężko przestępując z nogi na nogę i czując jak buty jeszcze bardziej go przez to uciskały.  - Widziałem się z nią wczoraj, na weselu, na które zaprosiła mnie jako osobę towarzyszącą. Będę się z nią widział… na każdych zajęciach? Chodzimy przecież na ten sam kierunek.  To nie było tak, że specjalnie przetrzymywał tą informację do samego końca tylko po to aby gruchnąć nią w Branda a potem uciec. Gdyby nie Camile i jej genialny pomysł z wspólnym zamieszkaniem… wtedy powiedziałby o tym dużo wcześniej, może nawet tuż po śniadaniu. Tak się jednak nie stało, bo miał już za dużo na głowie i zupełnie zapomniał. No i jedyne czego mu jeszcze dodatkowo brakowało to oburzony na to, że ma praktyki Josh. Pięknie.  - Nie burcz na mnie, nie zrobiłem tego specjalnie. To że ty mogłeś swoje odbyć ciągiem na początku roku nie oznacza, że każdy tak mógł. Miałeś trochę łatwiej, dzieciaki po godzinie piętnastej już zajęć nie mają a ja mam też z rana swoje wykłady. – nie podobało mu się to, że teraz mu się jeszcze obrywało za to, że studiuje. Czasami zastanawiał się co siedziało w tej upartej szatyna głowie.  Dwa tygodnie zleciał mu niemiłosiernie szybko. Nie był przygotowany na to jak dzieciaki mogą bardzo zmęczyć! Miał z Brandem każdy dzień kończyć, jak to sam się śmiał zdaniem raportu. Opowiadanie o całym dniu było jednak równie męczące jak jego przeżywanie i już zdarzyło się, że kilka razy przysnął Joshowi na linii. Trochę głupio czuł się z tego powodu, więc chciał mu to wynagrodzić. Dzisiaj mieli wyjść wieczorem do Evansa ulubionej kawiarni, trochę posiedzieć, pogadać, coś dobrego zjeść.  Kiedy Mały wyszedł, w ciepłej Branda bluzie, przed wydział tuż po zajęciach poczuł nagłe zaskoczenie. Nigdzie nie widział stojącego, palącego, gadającego z ludźmi lub gapiącego się w komórkę szatyna. Szybkie zerknięcie w telefon i nie było żadnej pomyłki, data i godzina się zgadzały. Mimo to nie było żadnej wiadomość tłumaczącej, że grafik się spóźni czy coś w tym stylu. Mały spróbował zadzwonić, ale nikt nie odebrał. Może coś się zmieniło i miał jeszcze zajęcia? Ruszył więc w stronę jego wydziału pisząc wiadomość, że Josh ma się nie ruszać, bo tym razem on go odbierze. Pod wydziałem przeczekał jednak pół godziny i nie było żadnego odzewu. Wszedł do środka, zapytał się jakiegoś człowieka o grupę grafika, ale nie dostał żadnej sensownej odpowiedzi poza tym, że większość zajęć już się skończyło. Wrócił więc z powrotem przed wydział i marznąc starał się do partnera jeszcze raz dodzwonić, ale to też nie dało żadnego rezultatu. Napisał więc wiadomość, że będzie czekał w umówionym miejscu, bo przecież może tam mieli się spotkać? Kolejne minuty i brak odzewu ukuły Małego. Josh tak nigdy nie robił. Z telefonem nie potrafił się rozstać, odpisywał w kilka chwil i zazwyczaj opierdalał ukochanego o to, że za późno odebrał. Evans wszedł do kawiarni i szybko sprawdził czy nie widzi nigdzie swojego chłopaka. Pustka i zaniepokojenie wzrosło. Wyszedł na zewnątrz i wykręcił telefon do Jeffa co zdarzało się naprawdę rzadko. Czuł, że mimo iż był początek lata to ręce od ciągłego bycia na zewnątrz całe mu zgrabiały kiedy trzymał telefon przy uchu.  - Cześć, tu Matt. Wiesz może gdzie jest Josh? Coś ci mówił? – dziwnym było, że to brunet pytał boksera o takie sprawy skoro to właśnie geograf był zazwyczaj skarbnicą wiedzy jeżeli chodziło o grafika.
0 notes
tomaszjohn · 7 years ago
Text
Podróż - Bali [pl]
Bali przywitało mnie naprawdę po wyjściu z lotniska Denpasar. Wyjście na zewnątrz…, buchnęło żarem, temperatura około 30. Od razu po wyjściu zainteresowali się czekający sprzedawcy i taksówkarze: „taxi, need taxi…”. Byłem umówiony z osobą współpracującą - z miejsca gdzie miałem spędzić kolejne noce. Jeden telefon i udało się nam odnaleźć… Coś się zaczyna układać…
Razem kierujemy się do piętrowego parking, słońce przed a w windzie z 40 stopni, dużo ludzi… Wyjeżd��amy z parkingu, ruch lewostronny, dziesiątki skuterów i niekończące się klaksony, zaczynamy rozmowę. Pyta skąd jestem. Jadąc coraz bardziej czuję, że to całkiem inny świat. To tak jakby trzeba było szybko zapomnieć o zasadach, tych na drogach i nie tylko. Azja właśnie wymierzyła siarczystego atakując wszystkie zmysły i europejską logikę. Podróż trwa długo, nie ze względu na odległość ale olbrzymi ruch i korki na wyjeździe z miasta. Czuję, że kierowca nie ufa niczemu poza tym co widzi. Nie ma tego co w Europie jest jakąś pewnością…, że nikt nie wyprzedza z prawej a pasy coś obiecują. Tutaj istnieje tylko samochód i to co widać wokół. Kątem oka dostrzegłem napis Polisi, jego samochód zatrzymał się jakieś 20m przed nami na czerwonym świetle… chwila wyczekiwania… dziesiątki skuterów wprawnie zaczęło omijać przeszkodę z obu stron… zero reakcji. Przy takim poziomie sygnałów dźwiękowych z każdej strony ich syrena stanowiłaby tylko marne tło. A ściganie, hmm, to dobra reakcja jednak… zatrzymanie 40 skuterów każdej sekundy łamiących około 10 (europejskich?) przepisów, powodzenia… KULTURA
Zaczyna się ściemniać, ostatni kawałek to pola ryżowe i dżungla. Na końcu ogrodzenie, biorę podręczny bagaż, jedyny jaki mam, widzę jeden otwarty pokój z kluczem w drzwiach, wejście od zewnątrz. Stanowi jedno z 3 niezależnych mieszkań w willi z dużą łazienką i łóżkiem z moskitierą na środku pokoju. Zmęczony padam na łóżko, 20 godzinna podróż dobiegła końca, włączona jest klimatyzacja i odzyskuję „właściwą” temperaturę, wychodzę na zewnątrz, sąsiedzi zapraszają, żeby pójść do domu na przeciwko, czuję, że na teraz muszę odzyskać siły… Do tego ten intensywny zapach olejków…
Po 2 godzinach budzi mnie hałas, wychodzę na werandę i już otwierając przesuwne drzwi coraz mocniej słychać wyjącą mieszankę świerszczy, żab, pokrzykiwania jakichś zwierząt. Natężenie przypomina poziom jaki słychać zatrzymując się na autostradowym parkingu. Witaj w dżungli… Rano wychodzę przed dom, lag jeszcze daje o sobie znać. Teraz widzę jak wszystko wygląda, bardzo duży basen lekko po prawej, znajduje się jakieś 5 metrów poniżej, teraz z lekko pofalowaną taflą wody. Basen kończy się kaskadą wydającą się spadać w dół, podchodzę bliżej, basen leży przy krawędzi, sąsiadując z dżunglą - tylko korony drzew są zdecydowanie jakby za nisko, jeden rzut okiem wszystko wyjaśnia, zaraz za nim zaczyna się mocno stroma, spadająca w dół i obrośnięta drzewami kokosowymi krawędź. Cały ogród z po europejsku skoszoną trawą . Słyszę wołanie „Tomas, breakfast” - tak, miały być też. Pierwsze wyjście i od razu przypominam sobie sceny z filmu Jedz., droga do Centrum początkowo wiedzie przez pola ryżowe. Osoby miejscowe stoją przed położonymi przy drodze, małymi domami. Machają i pytają skąd jestem, jak się mam. Droga przez most, na dole, jakieś 50m płynie wąska rzeczka a zbocza po obu stronach obrośnięte są drzewami. Jeszcze jakieś sto metrów do Centrum co-working -owego. To tutaj podobno pracują osoby z Us i Europy. Wchodzę do środka i kieruję się na piętro, tam duża sala, stoły do pracy, wyjście na szeroki taras. Upał mimo wczesnej godziny okrutny. Piętro niżej klimatyzowane, wydaje mi się, że wciąż zbyt mało. Nie mam zbyt wiele czasu, jestem umówiony z taksówkarzem. Wychodzę i czuję, że wejście w butach było błędem, zauważam po obu stronach setki par klapek. Ten upał… Jadę do Nusa Dua, miejsca najbardziej rozreklamowanego, takiego z górnej półki. Wchodzę do jednego z resortów, które znalazłem w sensownej cenie. Równo przystrzyżony trawnik, czysto, duży prostokątny base za budynkiem i zejście na plażę. Zastanawiam się jak urlop w takim miejscu ma się do prawdziwego Bali. Wychodzę na ścieżkę przy plaży. Ta jest krótka a woda średnio czysta, później czytałem raporty o rurach odprowadzających ścieki co kilkaset metrów wprost do wody. Z ciekawości sprawdziłem trzy miejsca hotelowe obok, basen wydawał się bardziej brudny, plaża identyczna. Jeżeli ktoś chce spędzić wakacje na terenie ośrodka, korzystając z basenu i czasami wypuszczając się gdzieś poza, to być może to dobra opcja. Myślę. Ceny z kosmosu, nie uzasadnione realnymi przesłankami - od 50 do 700 dolarów za noc. Trudno ufać zdjęciom w katalogach. Sam wybrałbym ten za 50. Wracam do Ubud… Wyjazd ma dla mnie kilka celów - spojrzenie z dystansu na rozwijane projekty, sprawdzenie jak działa środowisko startup-owców na Bali, środowisko virtual nomads, ale też odpoczęcie od ciągłego spojrzenia It i znalezienie być może czegoś co nie byłoby z tym związane. Zapada noc, olejki jeszcze dawają się we znaki ale już nie są tak dokuczliwe, powoli się przyzwyczajam też do temperatury - to ostatnie obserwacje tego dnia… Następny dzień i początek funkcjonowania na lepszym poziomie, pozbawionym już prawie jet laga. Basen i wychodzę szukać prawdziwości tego miejsca. Pieszo wędruję mijając Outpost, kieruję się w stronę centrum. Trzeba być czujnym, powoli rozumiem zasady na drogach, większy może więcej, mniejszy może być szybszy ale to jego ryzyko, liczy się to co 1 metr od pojazdu i żeby nie najeżdżać na tych co przed. Jest, nareszcie czuję klimat o jaki mi chodziło. Zaczynam zauważać egzotykę tego miejsca, od świątyń, drzew kokosowych dookoła przez inny i bardziej ludzki sposób na biznes, prowadzony przez miejscowych - masz pralkę, oferuj pranie, nawet co 100 metrów. Z daleka widzę pierwszy Warung - bar przydrożny. Nie ma innych gości. Jest tanio a jedzenie bardzo dobre, głównie kurczaki, ryż, warzywa, ryby. Zakładam słuchawki i bez narzucania sobie jakiegoś celu idę przed siebie. Mijam małe kapliczki, nieznanego mi przeznaczenia. Coraz bardziej dostrzegam jak bardzo różni się ten świat od znanego z Europy. Jak bogata jest ta kultura. Całkowicie jako laik w tym temacie. Powoli zaczyna do mnie docierać, że to miejsce nie tylko może pomóc w znalezieniu czegoś z dala od It ale być może samo nim jest. Od tego momentu mam już cel. Większy niż tylko samo wyciszenie się i szukanie czegoś. To miejsce to konkret. Tak zaczęła się historia Mission:bali. Właściwie nie zmieniło tego czego szukałem ale wytyczyła jakiś sposób działania. Teraz częściej niż na własne potrzeby wyciągałem aparat jeżeli przypadkowo znalazłem coś interesującego, częściej też rozmawiałem ze spotkanymi osobami na tematy związane z potencjalną działalnością w tym kierunku. Ale wszystko tylko w granicach, tak, żeby nie zaburzyć tego po co głównie przyjechałem. I z każdym dniem czuję coraz wiekszą wolność, osobistą, brak kontroli i narzucania przez coś wyżej tego co i jak należy. Taki sposób oczyszcza ale też stwarza niebezpieczeństwa, pułapki. To Indonezja, wysokie temperatury, fauna i co najważniejsze sposób myślenia, który każe nam przejść w tryb ograniczonego zaufania. W stosunku do wszystkiego… Nie zakładam więc już, że chodnik ma dalszą część - każdy krok, szczególnie po zmroku trzeba wcześniej zaplanować i czy może ktoś zwróci na mnie uwagę wyprzedzając inny pojazd i przejeżdżając obok. Tak, ewidentnie jest miejsce na kogoś kto z jednej strony mógłby pokazać miejsca naprawdę warte uwagi, z drugiej zna zagrożenia i może pomóc jeżeli ktoś nieopatrznie zapomni…, że to nie Europa. Na drodze spotykam wielu ludzi, którzy oferują swoją pomoc w ewentualnym projekcie. Wszystko dzieje się prawie „samo”… rozmowa w kawiarni, gdzie jak się okazało właściciel użyczył ładowarki do iPhona, schodzi na temat łowienia i gatunków ryb. Po chwili okazuje się, że osoba jest właścicielem samochodów wykorzystanych w filmie Jedz… - oczywiście za drobną opłatą do wykorzystania. Stoją obok. Jest coś co sprawia, że dużo rzeczy przychodzi tutaj łatwiej, może stosunek miejscowych do nas... a może „brak” powietrza - cały czas miałem poczucie funkcjonowania w jakimś roztworze o temperaturze około 28 stopni, czego nie zmieniał nawet czasami, padający godzinę mocny deszcz. Ubud ma charakter, z małymi kawiarenkami, ukrytymi świątyniami i całym klimatem, który z niego aż wypływa. Kolory roślinności mieszają się z posiadającymi specjalne znaczenie i często wykorzystywanym w architekturze czarnym, żółtym. Ja trochę jednak po Europejsku znalazłem dla siebie Monsier Spoon, kawiarnię serwującą też tosty i inne dania, z klimatyzacją i ogródkiem. Pora deszczowa to co kilka dni mocne ulewy, trwające jedną czy dwie godziny.. i będ��ce jak się okazało najlepszym sposobem na wypytanie ludzi z Europy jak się tutaj żyje. Ludzie często bardzo charakterystyczni, utkwił mi ktoś kilka razy mijający mnie w centrum - „Indiana Jones” - ubrany w kamizelkę ze skóry i jeżdżący na zdecydowanie niepasującym do wszechobecnych skuterów motocyklu z 40 lat… Rozmowa w strugach deszczu rozpoczyna się niezbyt fortunnie, mój żart o najbardziej niezdecydowanym narodzie, z którego pochodzi nie trafia. Na szczęście właśnie podchodzi jego żona i łagodzi sytuację. Holender okazuje się producentem filmowym i artystą od kilku dobrych lat mieszkającym w tym miejscu. PLAŻA
Wszystko prawie znajduję, prawie… Cały czas zastanawiam się nad plażą, oglądałem kilka i nie były takimi o jakich śnią biali - często kamieniste, krótkie, czasami z ciemnym piaskiem. Do tego nie są czyste co niestety wynika z nieprzejmowania się tym aspektem przez miejscowych. Rozmawiam z kilkoma osobami z tego miejsca: Nusa Penida, Gili, Lembongan…, "ale Gili nie - zbyt głośno”. Te nazwy wymieniane są najczęściej gdy pytam o cichą, dziką plażę z białym piaskiem i czystą wodą. Ostatecznie decyduję się zaryzykować z Gili. To trzy wysepki leżące gdzieś obok. Szczerze, nawet tego nie sprawdzam, skoro oceniają, że to godzina drogi, nie ma problemu. Decyzja zapadła i najbardziej zastanawia mnie Meno, odradzana przez spotkane osoby. Spotkanie w Ubud Joga i podróż do portu - w autokarze rozmawiam z hiszpankami na temat tego czego oczekują po Gili Islands i jak oceniają sam Ubud. Możliwość zwiedzania i znajdywania czegoś nowego, praktycznie bez końca. Podróż na wyspę trwa trochę dłużej, biorąc pod uwagę 2000 km mechanicznych w silnikach zastanawiam się jak to faktycznie daleko skoro potrzebujemy jak się okazało godzinę i dwadzieścia minut. Gili Tea na początku zachwyciła, przez chwilę. Ale może nie akurat ona a całość, cała koncepcja małej wyspy bez samochodów czy skuterów, otoczona zielonkawą wodą i jasnym piaskiem. Wszystko jest… przechodzę jakieś 2 km licząc na zmianę i… nic. Odchodzę trochę w głąb wyspy i tutaj biednie, wioska pełniąca rolę czysto funkcjonalną - jako miejsce składowania wyposażenia dla turystów, tych przy głównym deptaku przy plaży. Czuję, że to nie to, odmawiam pokój i kieruję się do portu. Mam 1,5 godziny do public boat… i po raz drugi spotykam dwie Amerykanki z Nowego Yorku, z którymi przypadkowo rozmawiałem w Ubud. „Co ty tu robisz?….” Żegnamy się, one wracają na Bali a ja w nieznane. „See you in Cambodia;)…” i wymiana numerów telefonu na teraz kończy naszą znajomość. Zostały z 2 godziny do zmroku a ja płynę na Air - bezpieczne i średnie wyjście z sytuacji. Wyspę „złotego środka”. Zapowiada się lepiej. Klimat w samym porcie żywcem wzięty z Uncharted i sceny z targiem. Przy samym porcie najlepsze, jak przekonuje mnie holenderska instruktorką, szkoła nurkowania. Nie ma wiele czasu, biorę rower w niedalekiej wypożyczalni i przejeżdżam jakieś 2km wzdłuż prawego brzegu. Jest 18 więc pora decyzji, wracam do ośrodka i biorę bungalow tylko na jedną noc. O jakiejś 2 w nocy wychodzę na zewnątrz, ośrodek śpi tylko na pobliskiej werandzie 5 ochraniarzy jak się okazało gra w karty cicho rozmawiając, to dobry czas na obserwację… Przy basenie siadam ubrany w sweter - klimatyzacja w pokoju mocno mnie zmyliła, już po 3 minutach nie sposób w nim wytrzymać. Na chwilę gasną wszystkie światła, ochraniarze ożywają i pokrzykując do siebie rozchodzą się. Rano śniadanie i postanowienie sprawdzenia całej wyspy. Rower czeka. Przejeżdżam jakąś połowę brzegu, czuję, że Meno jest ostatnią szansą. Kupuję bilet na 15 i udaję się do miejsca skąd mam rower, zabieram pranie i powoli wracam w stronę portu. Około 13 rozpętuje się prawdziwa tropikalna ulewa, jestem z dala od czegoś z dachem i trochę już przyzwyczajony powoli idę w stronę przystani - deszcz nie ma wielkiego znaczenia, ma temperaturę powietrza… Godzina prawie oczekiwania i refleksje o tym po co warto na Air. To też najlepszy czas mojej wyprawy. A teraz zostało ostatnie miejsce. Meno jest inne, praktycznie zero turystów. Losowo wybieram prawą stronę i postanowienie przejścia całej wyspy zanim na coś się zdecyduję. Mam 3 godziny do zmroku… Raczej na szybko sprawdzam opcje: plażę, otoczenie, położenie. Wracam z drugiej strony i wybieram praktycznie pierwszy ośrodek jaki widziałem po przybyciu - z dużym budynkiem w stylu kolonialnym. Jest już ciemno. Rano budzę się koło godziny szóstej. Wychodzę przed bungalow i widzę jakie to miejsce. Meno. O to chodziło, doskonałe plaże, cisza, dookoła możliwości wyruszenia z miejscowymi na ryby czy obserwowania pływających dosłownie wszędzie żółwi i setek gatunków kolorowych ryb. Dla bardziej cywilizowanych możliwość poddania się masażowi i basen. Tuż obok wioska Eco i świetni ludzie, tacy co zakochali się w tym miejscu. Większość wolnego czasu spędzam właśnie w tym miejscu… jest 1 w nocy, ktoś rzuca „Let’s go party”, - ? - „Gili Air” Rano zauważyłem brak swetra, było kilka miejsc, gdzie mógł zostać, - Ok, rzucam - myślę, że jeżeli nie party, na które miałem akurat małą ochotę, poszukam jego. O tej porze jedynie prywatne łodzie, są dosyć duże fale, sternik raczej wolał się nie chwalić obecnością, płyniemy rzucani na boki przy pomruku silnika i krzyków podróżnych. Włączenie lampy w telefonie nie okazuje się dobrym pomysłem, z kilku powodów… Sprawdzam maila czekając z pozostałymi na jedyne serwowane danie - pizzę amerykańską. O tej porze tylko nieliczne miejsca są czynne. Siedzę przy niskim stole wraz z Jonnym, za którym na kilka metrów widać podświetlony fragment oceanu… Jest mail z hotelu, w którym się zatrzymałem 3 dni wcześniej, znaleźli go. Jest po 2 w nocy, idę, to tylko jakieś 2 km… Ochrona trochę zaskoczona „what are you doing here, ser”. Wyjaśnienie, że „looking for my sweater” początkowo s��abo przechodzi. Pokazuję maila, zaczynają do siebie pokrzykiwać. Jest… tylko gdzieś, nie wiadomo gdzie właściwie... wszyscy szukamy. Wracam, mamy godzinę do umówionego o 4 nad ranem wypłynięcia ale restauracja jest już zamknięta. Zbyt mało czasu na poszukiwania a założenie, że używam tylko wifi w tym momencie trochę utrudniło… Włóczę się po dokach, co jakiś czas przypływają małe łodzie, idę dalej. Telefon pada więc szukam baru z widocznym gniazdkiem 220, udało się, za nim na ziemi śpi obsługa więc akcja musi być przeprowadzona cicho… Zostawiam 10 000 obok i lecę dalej. Z małego domku wychodzi mieszkaniec Air, - How are you ser? - I’m fine and you? - Moskitos ser, can’t sleep Przez chwilę rozmawiam, odchodzę. Życie osób tutaj nie jest łatwe, obsługa setki kawiarni i restauracji to niezbyt bogate osoby z pobliskiego Lombok. Praca na pobliskich wysepkach i odwiedzanie co jakiś czas rodzin w wioskach na dużej wyspie to całe ich życie. Dzień odpoczynku, wybieram się ponurkować. Wraz z 3 koleżankami z Rosji, płyniemy w trzy miejsca: błękitna rafa, zatopiony statek i rzeźby zatopione na dnie. Sprawdzam jak to jest zorganizowane, co można ulepszyć. Jest tego dużo a warto bardzo - taki sposób spędzania czasu… Niesamowite. Wylot z Lombak w związku z innym projektem i powrót na Meno na 2 dni. POWRÓT
Ostatecznie wracam z kłopotami, wulkan miał akurat gorszy dzień… Wracam do Europy przez Jakartę. Bali daje możliwość refleksji. Nad swoim życiem, tym co ważne. Większość spotkanych ludzi tutaj nigdy nie ruszyła się poza tą czy inną wyspę. To też szansa na docenienie a może przynajmniej zauważenie jak dużo rzeczy i zachowań otacza nas w Europie - rzeczy, które są tak oczywiste, że ich nie dostrzegamy. Mission:bali tworzymy, żebyś miał możliwość sprawdzenia tego na sobie. W Dubaju, właśnie usiadłem na skrajnym miejscu w środkowym rzędzie 777. Ubrany nienagannie jegomość zaczął wkładać prezenty do schowka nad moją głową… zdecydowanie zbyt długo poprawiając coś „jeżdżąc” mi 30 cm przed oczami swoim Breitlingiem … zamyślam się… przeszedłem około 200km głównie wykreślając miejsca, w których coś „nie działa” i zostawiając te Naj. Znalazłem 12 osób, które chętnie chcą pomagać w organizacji Mission. Taki efekt możliwy tylko w tamtym miejscu.
0 notes